Przekleństwo i utrapienie wszystkich pieszych – zniszczone i uszkodzone chodniki, za to zimą podejrzanie równe i lśniące, bo śliskie i nieodśnieżane. Nieoczekiwane i gwałtowne zetknięcie się z taką rzeczywistością bywa zazwyczaj bardzo bolesne. Silne stłuczenia kolan, złamania nadgarstków, złamania rąk i złamania nóg, urazy stawów łokciowych, zwichnięcia stawów skokowych i jeszcze parę możliwości. Szpitalna izba przyjęć, w której, jak się okazuje, nie jesteśmy osamotnieni w nieszczęściu, potem, jeżeli los nam sprzyja – cztery tygodnie gipsu (bo może być dłużej), rehabilitacja i nierzadko wieczna pamiątka, która przypomina o sobie przy zmianie pogody.
Przy natłoku tylu nieplanowanych wydarzeń zapominamy, że za ten stan rzeczy ktoś ponosi odpowiedzialność. Czyjaś niefrasobliwość i niedopełnienie obowiązku utrzymania w czystości i należytym porządku ciągu dla pieszych ma wymiar finansowy. Dla nas to znaczy odszkodowanie.
Jak uzyskać odszkodowanie?
Na początek kilka niezwykle istotnych informacji. Niestety bardzo często zlekceważenie przez poszkodowanego paru szczegółów ma decydujący wpływ na otrzymanie bądź nie rekompensaty pieniężnej.
Do kancelarii odszkodowawczej raz na jakiś czas trafiają klienci, którym złość podsunęła najlepsze rozwiązanie: na miejsce wypadku wezwali policję lub straż miejską. Najważniejszy problem mają z głowy – udokumentowanie zdarzenia. Proszę pamiętać – najczęstszym powodem odmowy wypłaty odszkodowania jest brak możliwości udowodnienia, że urazu doznaliśmy w tym a nie innym miejscu, w tych a nie innych okolicznościach.
Dobrze, jeżeli zawezwaliśmy karetkę pogotowia, ale z reguły wygląda to tak, że przy pomocy nieznanych przechodniów staramy się pozbierać, wracamy do domu, licząc, że do rana przejdzie albo taksówką podjeżdżamy do szpitala. I dowodów nie ma. Zadbajmy o sfotografowanie tego feralnego miejsca; poprośmy osoby, które były świadkami zajścia, aby spisały na ten temat krótkie oświadczenie. Innego sposobu nie ma, a bez tego dalej ani rusz.
Pozostaje nam jeszcze ustalić na czyim terenie miał miejsce ten przykry incydent lub kto nim zarządza. Z takim zapytaniem najlepiej zwrócić się do władz lokalnych: urzędu gminy lub miasta. Następnie właściciel bądź zarządca terenu powinien nas poinformować, czy sam odpowiada za porządek, czy też zlecił te czynności innemu podmiotowi. I tak po nitce do kłębka, aż dojdziemy do odpowiedzialnego za szkodę, aby przedstawić mu o nasze żądania, które wcześniej musimy sprecyzować. Odpowiedzialny za szkodę może sam rozpocząć z nami pertraktacje lub powiadomić, że ubezpieczył się od następstw tego typu wydarzeń, wykupując stosowną polisę OC. I tym sposobem rozpoczynamy korespondencję z firmą ubezpieczeniową.
Dalsze postępowanie uzależnione jest od decyzji, które zostaną podjęte przez wskazanych do likwidacji szkody. Nie zrażajmy się odmową. Warto dochodzić swojego. Jeżeli mamy solidne dowody – to nawet na drodze postępowania sądowego. Mamy na to z reguły trzy lata od daty zdarzenia!